Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
This content is avaible:

Zrobiłabym to jeszcze raz – natychmiast!

Podczas naszej wizyty w Republice Południowej Afryki we wrześniu 2023 r. miałyśmy okazję wysłuchać s. Boscony Schaemann, najstarszej misjonarki w kraju, która podzieliła się swoim doświadczeniem misyjnym. 16 października skończyła 91 lat.

Sr. Boscona 2W tamtym czasie, kiedy wysłano nas do RPA, podróżowaliśmy statkiem. I miałam chorobę morską od Anglii do Kapsztadu – dwa tygodnie. Tylko raz w tym czasie poszłam na kolację. Ale w porządku, byłam szczęśliwa, kiedy cała historia się skończyła i zobaczyłyśmy ląd. Co najmniej dziesięć naszych sióstr było w porcie, aby nas odebrać. W tym czasie dom w Philippi z Domem dla Przewlekle Chorych Dzieci był centralnym domem dla Południowej Afryki, gdzie przebywała Przełożona Misji.

Znałam tylko trochę angielski i musiałam się go nauczyć, kiedy przyjechałam do kraju. Ale do 2000 roku byłam w kraju, gdzie mówiono w języku afrikaans (afrykanerskim). Po przyjeździe do RPA mialyśmy zajęcia językowe, ale to było dopiero później, kiedy znałyśmy już trochę język.

Najpierw byłam w Beaufort West przez cztery tygodnie, aby pomóc w pracach. Siostra krawcowa była chora jednak już wcześniej uszyła sukienki i inne ubrania. Powinnam więc dać ubrania odpowiednim osobom, których w ogóle nie znałam i powinnam dostać od nich pieniądze, które były w walucie, o której nie miałam pojęcia. Kiedy ludzie przychodzili i kupowali suknie, musiałam iść do proboszcza i powiedzieć: ona dała mi te pieniądze, co mam z nimi zrobić? Co powinnam oddać? Nie miałam pojęcia!

Sr. Boscona 3

W tym czasie w mieście był nowo wybudowany dom dla innego klasztoru, w okolicy dla białych ludzi. A ja byłam na placówce misyjnej. Siostra Servita była w mieście i powinna założyć tam przedszkole. Klasztor został odbudowany, a przedszkole nowe. We dwie miałyśmy urządzić przedszkole. Placówka misyjna, w której byłam, znajdowała się nieco wyżej. Spacer nie zajmował nawet dwudziestu minut. Każdego ranka schodziłam więc na dół. Kiedy miałyśmy kupić zasłony do przedszkola, nie było żadnego narzędzia pomiarowego. Mierzyłyśmy więc okna naszym fartuchem i z tym szłyśmy do sklepu i mówiłyśmy, tyle i tyle razy. Jednak udało się i zasłony zostały uszyte. Potem, 25 stycznia, pojechałem do Georga, miejsca położonego za górą.

W styczniu miał zostać pobłogosławiony nowy klasztor w mieście. Biskup był w Oudtshoorn i powinien był przyjechać na błogosławieństwo. W każdym razie padał deszcz, a droga z George i Oudtshoorn do Beaufort West prowadziła przez wąską drogę, z wysokimi górami po obu stronach. Była więc pełna wody i biskup nie mógł przyjechać.
Sr. Boscona 6Nie mogłyśmy również wydostać się z Beaufort West do miejsca, do którego powinnam się teraz udać. Musiałyśmy więc przejechać przez góry samochodem! Nie wiem, jak nam się to udało. Chodziło o to, że był styczeń i było gorąco, co kilka kilometrów musiałyśmy się zatrzymywać i sprawdzać, skąd wziąć wodę do samochodu. W każdym razie przejechaliśmy przez górę.

Przyjechałam do Georga do sierocińca. Miałam tam grupę osiemdziesięciorga dzieci  oraz  dzień i noc z niemowlęciem. Raz miałam wcześniaka, który miał zaledwie kilka dni. Ponieważ było to dziecko kolorowe, żaden szpital go nie przyjął. Jej matka zmarła przy porodzie. Babcia była tak zszokowana, że nie widziała szansy na opiekę nad tym bardzo małym dzieckiem. Zabrałyśmy dziewczynkę do siebie na trzy lub cztery miesiące, aż trochę podrosła, a potem wzięła ją babcia. Miałam ją razem z osiemdziesięciorgiem innych dzieci. Ta dziewczynka dostawała trochę mleka w dzień i w nocy, co dwie godziny. Nie wiem, jak mi się to udawało, ale to był mój najmilszy czas. W dzień i w nocy miałam budzik, malutką dziewczynkę i  osiemdziesięcioro innych dzieci.

W mojej grupie były tylko dziewczynki. Obok, w innym budynku, byli tylko chłopcy. Mieli czterdziestu, czterdziestu pięciu chłopców. Ogólnie rzecz biorąc, nasze dzieci były kolorowe. Ale raz miałam czarne dziecko. Było tak zagrożone śmiercią głodową, że pozwolono mi je przyjąć, ale tylko na kilka miesięcy. Potem dziewczynka znalazła się w innym domu dziecka z innymi siostrami. Tam się nią zaopiekowano.

Sr. Boscona 4Sr. Boscona 14Sr. Boscona 13Mieszkałam tam z dziećmi od 1962 roku, od stycznia, do 1976 roku. W tym czasie dom został przebudowany. To był straszny czas, ale daliśmy radę. Podsumowując, to był miły czas, naprawdę dobry czas. Każdy dzień był udany! Oczywiście była to ciężka praca z osiemdziesięciorgiem dzieci. Uszyłam świąteczne sukienki dla piętnastu lub dwudziestu maluchów. Wycinałam je i szyłam. Dla tych większych wciąż dostawaliśmy paczki z Niemiec, a potem przez cały rok zbieraliśmy coś dla nich na Boże Narodzenie. Kiedy stamtąd odeszłam, opiekę przejęła s. Alfonsis, która była pierwszą siostrą w innej grupie dziewcząt. W tym czasie grupy zostały podzielone na mniejsze. Wtedy każda z nas miała dwadzieścia osób pod opieką.

Sr. Boscona 11Pod koniec 1976 roku odwiedził nas mój brat z żoną. W styczniu opuściłam Georga i przyjechałam do Kapsztadu, gdzie byłam z nimi. Od stycznia do lipca byłam w Kapsztadzie w Domu Prowincjalnym, który znajdował się przy szpitalu, pomagając tu i tam. Stamtąd pojechałem do Niemiec na rok sabatyczny. Po tym okresie wróciłam do Kapsztadu, gdzie zatrzymałam się na jakiś czas, zanim ponownie przyjechałam do Beaufort West, ale tylko po to, aby zamknąć klasztor. Jeden został zamknięty już wcześniej, a ja zamknąłem drugi. Beaufort West znajduje się w Big Carroo i było tam więcej pustyni niż czegokolwiek innego. Pewnego razu udałam się w pewne miejsce, ponieważ było tam jedno drzewo, które można było zobaczyć, byłam tam tylko po to, by zobaczyć to drzewo w tym pustynnym miejscu.

Sr. Boscona 15

Stamtąd pojechałam do Knysna z s. Vitą. Wcześniej był tam klasztor, ale wszystkie siostry były bardzo wiekowe, miały po 80, 90 lat….. Przyjechały do Kapsztadu, a my przejęłyśmy klasztor i zaczęłyśmy pracę z kandydatkami. Były cztery młode. Była tam s. Vita, która pracowała w parafii, i s. Charlotte, która była w szpitalu, a ja pracowałam z młodymi. Jedną z kandydatek była s. Elżbieta. W tym samym czasie wybudowałyśmy nowicjat w George, nowy, oddzielny budynek. Tam s. Eliżbieta złożyła swoją pierwszą profesję w 1983 r., i tego samego dnia s. Sylvia i s. Margaret zostały przyjęte jako postulantki. W 1992 r. złożyły profesję wieczystą w swoich rodzinnych parafiach – s. Margaret w Kapsztadzie, a s. Sylvia w Knysna.

Ponieważ nie było wystarczającej liczby sióstr, musiałyśmy zamknąć wszystkie klasztory, jeden po drugim. Przez krótki czas byłam przełożoną w St Joseph’s Home, może przez dwa lata, ale nie mogłam nawet wytrzymać jednej kadencji trwającej trzy lata i zostałam wezwana do Pinelands, a następnie zostałam przełożoną prowincjalną i od tego czasu pozostaję tutaj.

Patrząc wstecz na moje życie, mogę tylko powiedzieć: Zrobiłabym to jeszcze raz – natychmiast!

Sr. Boscona 5

Sr. Boscona 10Sr. Boscona 9Sr. Boscona 7

 

 

 

 

 

 

 

 

Wywiad: S. Adelheid Scheloske

Zdjęcia: S. Maria Landsberger (4) i S. Adelheid Scheloske (8)

Categories